"Fredro to wielka poezja polska; nie ta zrodzona z niewoli i męki, patologiczna i wzniosła, natchniona i obłąkana w swej monomanii, nie ta, której duch narodu zawdzięcza swoje ocalenie, ale i swoje straszliwe skrzywienie zarazem; ale ta Polska odwieczna, po której ów epizod krwi i hańby spłynął nie znacząc po niej śladów, tak jak spłynął bez śladu po glebie oranej przez polskiego chłopa, ta Polska, która otwiera nam ramiona dzisiaj.
Tę niepożytą polskość, jak kryje się w uśmiechu Fredry nie dość rozumiano za jego życia, nieprędko zrozumiano ją i po jego śmierci. Pojęcie wielkości, poezji utożsamiało się z wyrazem bólu narodowego lub nawet z jego gestem; niejeden wieszcz, nie zawsze nawet najczystszej wody, który górnie rozdzierał szaty nad losem ojczyzny, przesłonił tedy Fredrę naszemu sercu i pamięci.
Fredro szat nad ojczyzną nie rozdzierał, bo on nią był; najgłębiej może bo bezwiednie. I był jednym z największych polskich artystów, tym, którego nazwisko możemy, bez cienia szowinizmu, postawić obok pierwszych nazwisk świata." [1934 r.]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz